You are currently viewing Self-publishing, wstyd i obciach, czy szansa na zaistnienie

Self-publishing, wstyd i obciach, czy szansa na zaistnienie

Self-publishng jest dla grafomanów czy geniuszy? Za swoje środki drukują się tylko snoby. By mianować się prawdziwym artystą, trzeba zostać wcześniej przez kogoś dostrzeżonym… Moim zdaniem, dyskusja na ten temat dopiero się rozpoczyna. Dziś jednak skupię się nad tym, czy artyście wypada publikować za swoje środki, czy też nie.

Zanim przedstawię swój punkt widzenia, zacznę od podstaw. Współpraca z tradycyjnym wydawcą jest komfortowa i wygodna. Autor pisze, a reszta to już zadanie wydawnictwa. Wydawca przygotowuje druk, wprowadza na półki i promuje. Self-publishing, czyli wydanie, promowanie i sprzedaż książki, to zadania, które autor prowadzi samodzielnie. Jeszcze do niedawna druga metoda była kojarzona tylko za sprzedażą w Internecie. Lecz tu też już dociera zmiana rynku i tradycyjne księgarnie coraz częściej są otwarte na taką współpracę.

Self-publishing, obciach czy wiara w siebie

Przynajmniej dwa lata zajęło, nim podjąłem decyzję, że skorzystam z metody Self-publishing. Blokadą było zwyczajne poczucie wstydu. Bo jak wydane za swoje środki, to nic niewarte. Tylko snoby i próżniacy dowartościowują się w ten sposób. Ale po dogłębnej analizie rynku, swoich umiejętności i wiedzy, wniosek mogłem mieć tylko jeden. Wydam tomik ze swoich środków i wykonam wszystkie prace samodzielnie, ewentualnie część ich zlecając.

Według mnie, jeżeli mamy potwierdzenie swoich umiejętności, nic nie stoi na przeszkodzie, by samodzielnie kierować swoją karierą niemal w każdym aspekcie. Czy chodzi o sprawy wydawnicze, czy agencyjne, czy promocyjne – praktycznie wszystko jesteśmy w stanie zrobić sami. Żyjemy w świecie szablonów; podstawowa specyfika XXI wieku. Jest to tak samo błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Jeżeli chodzi o publikowanie swoich treści, to same plusy.

Wszystko sam lub za pół ceny

By skutecznie siebie wydać, nie musimy posiadać wszystkich umiejętności. Jeżeli nie radzimy sobie z grafiką, składem, czy np. promocją, zawsze możemy poszukać wśród znajomych lub w Internecie. Pamiętajmy, że wydawnictwo to zespół ludzi. I my nie unikniemy tematu zlecenia komuś kilku zadań, gdy zdecydujemy się na self-publishing. Ale równocześnie jest dużo aplikacji i programów, które, działając na zasadzie szablonów, pomogą nam w pracy.

Na pewno też nie można stawiać znaku równości między naszymi pieniędzmi a naszymi środkami. Tu wracamy do tematu dowartościowania się – wydawnictwo nie wydało, czyli to nic nie warte. Przecież pieniądze mogą pochodzić od sponsora, mecenasa, grupy nas wspierającej. W ten sposób zyskujemy dowód, że ktoś w nas wierzy i widzi wartość w naszym pisaniu.

Self-publishing to wolność ponad wszystko

W moim przypadku Self-publishing ma jedną niesamowitą zaletę: wszystko zależy od nas. Nikt nam nie pokazuje palcem, który wiersz pójdzie do druku, a który nie. Także nikt nie będzie kazał nam zdjąć czegoś z Facebooka, czy coś na nim umieścić. Nikt nie zmusi do wystąpienia na wieczorku, gdy nam to wyjątkowo nie pasuje. Dlatego wybieram taką formę wydawniczą, a nie inną, choć zdaję sobie sprawę, że wymienione zalety mogą łatwo stać się wadami.

Podsumowując, nie ma co się oglądać na opinię innych. Jeżeli jesteśmy w stanie kontrolować i sprawnie prowadzić nasze publikacje, to nie ma co się zastanawiać. Gdy jednak dojdziemy do wniosku, że niektóre aspekty nas pogrążą – zawsze pozostaje droga tradycyjna. Planuję, że – niezależnie od Waszych wyborów – Wierszofrenia będzie pomagać w przyszłości, zarówno instruktażem dotyczącym Self-publishingu, jak i jako wydawnictwo.

Dodaj komentarz